
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lyrie
Złoty Łabędź
Dołączył: 22 Sie 2006
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/8
Skąd: Z Nieba
|
Wysłany: Sob 20:59, 26 Sie 2006 Temat postu: Napisałam to dla Mamy... |
|
|
... i zdaję sobie sprawę z tego, że za fajne to nie jest . Tzw. nietypowy prezent imieninowy bardzo ją ucieszył, a ja, że nie mam nic innego pod ręką, postanowiłam go tutaj dodać. A co!
Całość w oryginalnym kontekście znajdziecie tutaj: [link widoczny dla zalogowanych]
Zapadał zmrok. Zachodzące słońce ostatnimi promieniami, chowającymi się za horyzontem, rozświetlało niebo. Jego krwista czerwień powoli ustępowała miejsca ciemnej smudze granatu, by w końcu całkowicie zniknąć, pozostawiając po sobie czarny wysadzany gwiazdami płaszcz nieskończonej przestrzeni.
Sędziwego już wieku kobieta siedziała przy kominku, patrząc na swe wesoło bawiące się wnuczki. Maria uśmiechała się. Sentymentalne wspomnienia wciąż do niej powracały, a ona nie opierała im się, wręcz przeciwnie, pozwalała, by pochłonęły ją bez reszty. Z radością oddawała się ich mocy, beztrosko nurkując w ich zakamarkach.
***
Są osoby, których się nie pamięta. Widzimy je wiele razy, rozmawiamy z nimi, wydają się nam miłe. Gdy znikają z naszego pola widzenia, zapominamy o nich. Wracają do naszej pamięci dopiero przy ponownym spotkaniu. Nigdy nie możemy zapamiętać, jak się nazywają, ani co mówiły. Nawet ich twarze w myślach rozlewają się do bezkształtnych, zamazanych plam.
Są osoby, które znamy, doskonale pamiętamy. Zwracają powszechną uwagę, potrafią być w centrum zainteresowania. Należą do nich też nasi przyjaciele – lojalni i zaufani ludzie. Myślimy o nich, czasem jednak zapominając o ich wewnętrznej magii. O tym, jak ich dusze są kruche i bezbronne, jak łatwo je zranić. Przyjaźnimy się z nimi, lecz patrzymy na nich przez pryzmat koleżeństwa.
Poznajemy przeróżnych ludzi, niektórzy budzą naszą sympatię, inni nie. Jednakże...
Są też osoby, których się nie zapomina. Widzimy je, sprawiają wrażenie odmiennych, innych. Wrażliwszych, piękniejszych wewnętrznie, niemal doskonałych. Niby Anioły.
Do nich należała Mina.
***
Kobieta spojrzała na ogień. Jego płomienie skakały radośnie, jakby nieświadome tego, jakiego spustoszenia mogą dokonać. Nie wiedzące o tym, że niejednokrotnie ratowały komuś życie. Przypominały jej o Minie, tej magicznej dziewczynce, której oczy były wesołe i pełne energii i wciąż skakały w nich śliczne iskierki.
- Dziewczynki... Chcecie, by babcia opowiedziała wam historię...? Ale nie bajkę. Taką prawdziwą, autentyczną historię.
Spojrzały na nią nieco niepewnie, by już po chwili rzucić się jej na kolana w euforycznym szale.
- Tak, babciu! Opowiedz nam! Prosimy!
- Jak to nazwałaś? Prawdziwa historia?
- Tak. Już na zawsze zapisana w przeszłości i naszej pamięci.
Dziewczynki prędko przysunęły sobie krzesełka, jakby w obawie, że mogą uronić choć słowo z opowieści Marii. Zawsze bardzo ceniły sobie wywody babci, która była dla nich największym autorytetem. Paraliżowała je myśl, że krewnej może kiedyś zabraknąć. Była to bardzo przyjazna i pełna ciepła scena. Dwie, najwyżej dziesięcioletnie, dziewczynki w uroczych sukieneczkach z największą uwagą wpatrujące się w starszą kobietę o nieobecnym spojrzeniu, utkwionym w jakimś nieuchwytnym, odległym i nierealnym miejscu. Na twarzy każdego człowieka wywołałaby uśmiech i sprowadziła jakieś miłe wspomnienie z jego dzieciństwa. Cała sceneria biła jakimś światłem. To ciepło rodzinne docierało do każdego zakątka w sercu tam zebranych i ogrzewała je, przepędzając wszelkie strapienia i rany. Maria zaczęła opowieść. Wszystko nagle ucichło, jak gdyby wsłuchiwało się w chrypiący, wyraźny głos kobiety.
- To było dawno, kiedy jeszcze byłam młodą dziewczyną...
***
„... Siedziałam na szkolnej ławeczce, trwała przerwa. Nagle gdzieś w pobliżu zaczęła się szamotanina. Słyszałam wyzwiska, które padały pod adresem jakiegoś bezbronnego chłopca. Ciekawość kazała mi spojrzeć na to, co się dzieje za rogiem. Dwu 13-, może 14-latków znęcało się nad swoim rówieśnikiem. Nie wiedziałam jak się zachować, więc po części ze strachu i szoku, po części z braku odwagi, stałam z boku, nie interweniując. Potyczka zaczęła sprawiać wrażenie niebezpiecznej. I wtedy zobaczyłam Ją. Złotowłosa dziewczynka o uroczych loczkach wyszła z klasy, energicznym krokiem podeszła do chłopców i choć była od nich o wiele młodsza i słabsza, przerwała walkę, odciągając jednego z oprawców na bok. Ruch, jaki wykonywała rozwiewał Jej cudowne włosy, ukazując piękną twarzyczkę niewinnego dzieciątka, aniołka przywracającego nadzieję. Patrzyła im w oczy, ta chwila wydawała się wiecznością. Jej oczy w oprawie jasnych brwi, z którymi kontrastowały czarne rzęsy i źrenice patrzyły swym wyblakłym błękitem w oczy młodych chuliganów.
- Bijecie słabszego od siebie? Dlaczego? Bo jest inny? Zawsze i wy możecie stanąć na jego miejscu. Pamiętajcie o tym. Normalnie, chłopcy spojrzeliby zaskoczeni na pośrednika i roześmiali się głośno i bezczelnie, wtedy jednak stali zawstydzeni i jakby ukarani. Żaden z nich nie wypowiedział ani jednego słowa. Po prostu rozeszli się w milczeniu. Pokrzywdzony chłopak leżał na ziemi. Jego przestraszone spojrzenie szeroko otwartych oczu wpatrywało się w wybawczynię. Ten wzrok dziękował za wszystko. Bezgraniczna wdzięczność tego człowieka przypominała zwierzęce przywiązanie do pana. Dziewczynka uśmiechnęła się i podała mu rękę. Wstał. Odwróciła się w naszym kierunku, oniemiałych świadków, i powolnym, jakby sączącym się z jej ust głosem, wyrzekła:
- Wasza bierność nie pomogła mu. Przyczyniliście się do jego nieszczęścia. Nie tylko nie pomogliście jemu, ale i zaszkodziliście sobie. Te słowa ścinały krew z żyłach. Przestraszyłam się równie mocno jak pozostali. Czułam wstyd. Chciałam cofnąć czas.
Cały czas myślałam o tym wydarzeniu. Nie mogłam zapomnieć. Wiecie, co powiedziała Sylvia Plath? Że „jeśli chcesz o czymś zapomnieć, oznacza to, że nie potrafisz przestać o tym myśleć”. Tak samo było ze mną.
Następnym razem spotkałam Ją na plaży. Było to wtedy, gdy moi rodzice mieli się rozwieść, a ja czułam się osamotniona i zraniona. Porzucona i nieszczęśliwa. Tak bardzo pragnęłam wtedy umrzeć... Siedziała na piesku, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w morze.
Nie wiedziałam, co tam robiła. Dowiedziałam się, że nie chodzi do naszej szkoły. Zastanawiałam się, skąd się tam wzięła, akurat wtedy, gdy była potrzebna... Ta dziewczynka napawała mnie dziwnym lękiem, mimo to nie wahałam się ani chwili, kiedy postanowiłam z Nią porozmawiać. Nazywała się Mina. Nic więcej o sobie nie powiedziała. Za to ujawiłam Jej całą swoją duszę. Wszystkie sekrety. To dziwne, ale nie bałam się powierzyć mych trosk małemu dziecku. Ona pokiwała głową. Udzieliła mi niesamowitych rad. Od kiedy z Nią porozmawiałam, przestałam się bać. Była bystra. Potrafiła uważnie słuchać, a co najważniejsze, a zarazem najdziwniejsze, zadawała dobitne pytania. Dogłębnie przestudiowała moje wnętrze, poznała mnie na wskroś od każdej strony. Czułam, że nic przed Nią nie ukryję, a nawet nie chciałam tego robić. Każde słowo, jakie wypowiadała owiane było tajemnicą i podszyte refleksją. Mówiła powoli, z namysłem i jakby rozsmakowywała się w wypowiadanych wyrazach. Jej głos był dla ucha niczym najwspanialsze pieszczoty.
Rozmowa z nią bardzo mi pomogła, możecie mi wierzyć. Każde jej słowo skrzętnie notowałam w zeszycie z przemyśleniami. Rozwód rodziców nie był największą tragedią, jaka mogła mnie spotkać. Dzięki Niej wiedziałam jak sobie radzić.
„Pomagając innym, pomagasz sobie. Za każdym razem, gdy wyciągasz do kogoś pomocną dłoń, twe serce otwiera się i staje bardziej przejrzyste. Stajesz się dobra.” – tak mówiła.
Zaczęłam pracować jako wolontariuszka w Domu Dziecka. Nie spodziewałam się, że spotkam tam Ją. Tylko raz miałam okazję z Nią porozmawiać. Wyraziła wdzięczność, że zrozumiałam jej słowa. Spytała, czy teraz czuję się szczęśliwa.
Byłam szczęśliwa. Jak nigdy dotąd. Dając odrobinę swojego serca innym ludziom, dostawałam więcej niż przez całe dotychczasowe życie. Ta dziewczynka była Aniołem. Aniołkiem Stróżem tych, którzy tracili nadzieję. Ona potrafiła ją przywrócić.
Niedługo po naszej rozmowie zmarła. Od dzieciństwa była chora, jednak jej pogoda ducha odpędzała wszystkie dolegliwości. Ktoś powiedział, że całe życie oddała Bogu. Twierdziła, że dał jej Chorobę, by lepiej poznała cierpienie innych i mogła pomagać im w większym stopniu. Wiedziała, że jej żywot nie potrwa długo, więc każdy jej czyn poświęcała innym.
Chciałam jakoś odwdzięczyć się tej małej bezbronnej, aczkolwiek silniejszej i mądrzejszej od wielu osób, duszyczce, która podpowiedziała mi, jak powinnam żyć.
Dać z siebie wszystko to, co najlepsze. Wszystko to, co dostałam traktować jako dar i okazję do podzielenia się tym z innymi.
Od tamtej pory pomagałam w schronisku dla bezdomnych i wszędzie tam, gdzie było to możliwe. Co ciekawe, dowiedziałam się, że najzwyklejszy na świecie uśmiech może podnieść człowieka na duchu. Gdy nie mamy już czego dać, możemy obdarować bliźniego uśmiechem..."
***
Kobieta skończyła opowieść. Dziewczynki z wypiekami na twarzy obserwowały jej pomarszczone oblicze. Ogień w kominku zaczął już przygasać. Cisza przerywana była tylko podekscytowanymi oddechami wnuczek. Niezmącony spokój trwał jakby w zawieszeniu.
Zza oszronionego okna patrzyła na nie jasna, maleńka twarzyczka. Uśmiechała się, a blask jej jasnych loczków zdawał się rozświetlać noc i zaćmiewać nawet księżyc, będący w pełni.
A może i my powinniśmy być takim małym Aniołkiem jak Mina? Dawać szczęście i radość, przywracać nadzieję z dziecięcą ufnością i czystym sercem. Może to nasze jedyne przeznaczenie? Czy możemy dać od siebie coś, czego nie mają inni, jak pisał Twardowski? A może to na tym polega życie...?
Zainspirowana „Oskarem i Panią Różą” Erica Emmanuela Smitcha. Książką o chłopcu, który w ciągu 12 dni, ostatnich dni przeżył całe swoje życie. Poznał wszystko, co poznać powinien w tak krótkim czasie, przeobrażając się w doświadczonego, wierzącego człowieka. Czy mały Oskar żył lepiej od nas? Być może. Doświadczył wszystkiego, co najważniejsze. Odkrył to, co najważniejsze. Poznał to, co najważniejsze. ZROZUMIAŁ to, co najważniejsze. Ta książka nauczyła mnie, by każdy dzień traktować z szacunkiem. Może być moim ostatnim, lecz nie może być dniem zmarnowanym. Nauczyła mnie, by kochać wszystko i wszystkich. To da nam poczucie wolności. Ta myśl przyszła mi po przeczytaniu książki, choć nie było w niej o tym ani słowa.
(Najwyżej Wam się nie spodoba). Inne dodam kiedyś tam w odległej przyszłości.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Bibliotekarz_Phil
Szmaragdowy Feniks
Dołączył: 12 Maj 2006
Posty: 393
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/8
Skąd: Z zakurzonych regałów uginających się pod księgami
|
Wysłany: Nie 9:59, 27 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Piękny prezent dla mamy na imieniny Bardzo mi się również podoba opwiadanie. Świetnie piszesz!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
tylkoprawda
Szmaragdowy Feniks
Dołączył: 29 Mar 2006
Posty: 536
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/8
Skąd: Obok Wrocławia.
|
Wysłany: Nie 12:15, 27 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Jak ja będę mamą, (o ile ) to chcę dostwac takie prezenty!
 ))
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
lyrie
Złoty Łabędź
Dołączył: 22 Sie 2006
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/8
Skąd: Z Nieba
|
Wysłany: Nie 20:24, 27 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Nie no, dzięki za pochwały. Ja osobiście też chciałabym taki prezent, dlatego to napisałam.
W ogóle to byłam wzruszona po lekturze "Oskara..." i miałam wenę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
tylkoprawda
Szmaragdowy Feniks
Dołączył: 29 Mar 2006
Posty: 536
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/8
Skąd: Obok Wrocławia.
|
Wysłany: Pon 13:06, 28 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Oskarek je4st wspaniały, wiem xd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Kaja
Szmaragdowy Feniks
Dołączył: 28 Maj 2006
Posty: 439
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/8
|
Wysłany: Pon 14:11, 28 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Baardzo mi się podoba. I bardzo ładnie piszesz...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
lyrie
Złoty Łabędź
Dołączył: 22 Sie 2006
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/8
Skąd: Z Nieba
|
Wysłany: Czw 15:20, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
To może teraz trochę słów krytyki?
Coś zmienić? Wypatrzyliście jakiś błąd?
Jakieś rady na przyszłość?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Bibliotekarz_Phil
Szmaragdowy Feniks
Dołączył: 12 Maj 2006
Posty: 393
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/8
Skąd: Z zakurzonych regałów uginających się pod księgami
|
Wysłany: Czw 16:02, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Rada : pisz więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Kaja
Szmaragdowy Feniks
Dołączył: 28 Maj 2006
Posty: 439
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/8
|
Wysłany: Czw 17:52, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Tak, pisz więcej to może się do czegoś przyczepimy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
lyrie
Złoty Łabędź
Dołączył: 22 Sie 2006
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/8
Skąd: Z Nieba
|
Wysłany: Czw 21:18, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
No to mam dobrą wiadomość, bo właśnie opracowuję koncepcję nowego opowiadania.
A jak chcecie poczytać moje jedno stare (nie podoba mi się), zapraszam na [link widoczny dla zalogowanych] hasło brygida (chyba).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|